NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » PSYCHOLOGIA » NARCYZ SIĘ NAZYWAM

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Narcyz się nazywam

  
Admin
24.07.2009 20:09:51
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #295873
Od: 2009-6-1
Narcyz się nazywam
Kinga Lachowicz-Tabaczek, Anna Semkowicz

Pan N. uważa się za kogoś wyjątkowego, komu należy się podziw i szczególne przywileje. Chętnie pokazuje, na co go stać. Podkreśla swe walory. Jeździ tylko drogimi, ekskluzywnymi samochodami, nosi tylko markowe rzeczy. Szczególnie silnie działa tym na kobiety. Potrafi uwodzić, rozbudzać pragnienia. Biada jednak tym, którzy ulegną jego urokowi.

Pan N. to ktoś o osobowości narcystycznej. Taki ktoś nie potrafi obdarzać uczuciem, ani dzielić tym, co osiąga. Inni są mu potrzebni tylko do tego, by zyskać podziw, prestiż czy pozycję. Bez tego Pan N. czuje się bezwartościowy i bezradny.

Ja się wam pokażę!

Narcyz zachwyca się sobą. Ale ten zachwyt jest oparty na kruchych, niestałych podstawach. Tak niestałych, jak odbicie w tafli wody, w które wpatruje się mityczny Narcyz. Tak naprawdę narcystyczna osobowość opiera się nie na poczuciu własnej wartości, lecz na przymusie udowadniania innym i sobie, że jest się osobą wartościową. Poczucie własnej wartości narcyza jest warunkowe. Aby dobrze o sobie myśleć, potrzebuje innych ludzi. Potrzebuje, by dostarczyli mu podziwu i poczucia, że jest kimś wyjątkowym.
Jak piszą psychologowie Brad J. Bushman z Iowa State University i Roy F. Baumeister z Case Western University w artykule pod znamiennym tytułem „Threatened Egotism, Narcissism, Self-Esteem, and Direct and Displaced Aggression: Does Self-Love or Self-Hate Lead to Violence?” („Zagrożony egotyzm, narcyzm, samoocena i przemieszczona, bezpośrednia agresja: czy miłość lub nienawiść do JA prowadzi do przemocy): „o ile osoba z wysoką samooceną myśli o sobie pozytywnie, to osoba z narcystyczną samooceną usilnie pragnie o sobie dobrze myśleć”. Właśnie to pragnienie powoduje, że narcyz musi wciąż udowadniać swoją wartość w każdej niemal dziedzinie. W efekcie jego samoocena rośnie i rośnie, jak wciąż dmuchany balon. Staje się nadmiernie wysoka. A zarazem chwiejna i krucha, co postuluje model rozwoju osobowości narcystycznej stworzony przez Carolyn Morf z National Institute of Mental Health i Fredericka Rhodewalta z University of Utah. Nadmiernie rozdmuchany balonik w każdej chwili może przecież pęknąć. To właśnie z tego powodu narcyz nieustannie poszukuje dowodów świadczących o jego wartości. Okazji do ich znalezienia dostarczają mu sytuacje rywalizacji. Wygrywając z innymi i podkreślając swoją wyższość nad nimi, osoba narcystyczna uzyskuje spektakularne potwierdzenie własnej wartości. Nigdy jednak nie może poczuć całkowitej pewności w tym zakresie, gdyż rezultaty porównań społecznych bywają zmienne. Środowisko może nie docenić lub w ogóle nie zauważyć czyichś osiągnięć. Istnieje też niebezpieczeństwo, że w otoczeniu pojawi się ktoś, kto okaże się w danej dziedzinie lepszy.
Dlatego narcyzowi tak bardzo zależy, by jego osiągnięcia i sukcesy były widoczne i powszechnie znane. Duże znaczenie mają dla niego zewnętrzne oznaki wartości: pieniądze, władza czy status społeczny. Lubi wprost demonstrować swą ważność, wyjątkowość, sukcesy i kompetencje. Dzięki temu przegląda się w społecznym lustrze podziwu i akceptacji, i potwierdza znaczenie swych osiągnięć.

Kto pokocha narcyza?

Osoby narcystyczne wzbudzają w innych ludziach skrajne reakcje: albo są wielbione, albo nienawidzone. Z jednej strony, prezentując siebie, własną wyższość i wyjątkowość, często deprecjonują przy tym innych. Z drugiej strony, jeśli chcą, bywają bardzo atrakcyjni towarzysko – potrafią skupić uwagę innych, zainteresować swoimi poglądami i wypowiedziami. U wielu ludzi ich zachowanie rodzi niechęć, irytację, oceniają narcyzów jako osoby zarozumiałe i próżne. Innych jednak takie zachowania przyciągają – budzą ich podziw, szacunek i dążenie do tego, by zaskarbić sobie sympatię narcyza. Ten z pozycji wyższości i dominacji daje innym odczuć, że dzięki kontaktom z nim mogą czuć się wyróżnieni. Kto skłonny jest ulec urokowi narcyza? Najczęściej fascynuje on ludzi, którzy mają naruszone poczucie własnej wartości, i którzy poszukują u innych bezpieczeństwa i wsparcia, a także akceptacji ze strony osób uznanych za autorytety.
Problem w tym, że narcyz swym wizerunkiem obiecuje to, czego dać nie może i nie chce. Jego autorytet i siła są pozorne, bo zbudowane na kruchych fundamentach. Tę słabość obnażają sytuacje porażki i bycia niedocenionym. Wystarczy, że narcyz nie odniesie spodziewanego sukcesu lub nie zyska oczekiwanego podziwu, a jego samoocena ulega zachwianiu. A narcyz odreagowuje to sobie zazwyczaj na otoczeniu. Na jakiekolwiek przejawy niedocenienia reaguje silną urazą i złością. Niekiedy przeradza się to we wściekłość i agresję skierowaną na tych, którzy – w odczuciu narcyza – stali się przyczyną jego cierpienia. Dyskredytuje on zarówno negatywną informację zwrotną, jaką dostaje od innych, jak i osoby, które jej udzieliły. Usilnie poszukuje rozmaitych zewnętrznych uzasadnień dla swych wpadek, winą za nie najczęściej obarczając innych, nigdy siebie.
A cóż dopiero się dzieje, gdy spotyka go krytyka. Tę narcyz odbiera jako obelgę i atak, gdyż uderza ona w jego kruche i usilnie chronione poczucie własnej wartości. By je odbudować, stara się zaznaczyć swoją wyższość w innych dziedzinach. Deprecjonuje sukcesy innych, a eksponuje własne osiągnięcia.

W sidłach motyla

Biada tym, którzy dadzą się omotać narcyzowi. Kontakt z nim może być niebezpieczny. Ciągłe, często podstępne, umniejszanie czyjejś wartości – to jest to, co może spotkać osobę podziwiającą narcyza. Narcyz ma skłonność do wykorzystywania swoich partnerów, próbuje manipulować i dominować nad nimi. Nie chce się dzielić swoim znaczeniem i siłą z innymi, bo to właśnie dzięki dominacji nad nimi tę siłę zyskuje. Niewielkie więc są szanse, że partner zafascynowany narcyzem dostanie to, czego od niego pragnie: opiekę, troskę, akceptację czy poczucie bezpieczeństwa. Jest dokładnie przeciwnie. To narcyz kosztem innych – ich znaczenia, społecznej akceptacji czy pozycji – zyskuje dobre samopoczucie. Dopóty, dopóki partner jest silny i nie ulega mu, wtedy bowiem górowanie nad partnerem zaspokaja poczucie własnej wartości narcyza. Natomiast traci on zainteresowanie partnerem, który okazuje słabość.
Inni ludzie znaczą cokolwiek dla narcyza o tyle, o ile pozwalają mu poczuć się lepiej. Praktycznie nie zauważa on lub nie bierze pod uwagę ich uczuć. Jak stwierdził Marlon Brando: „Narcyz to taki facet, który słucha tylko wtedy, kiedy mówisz o nim”. Wydaje się, że aktor coś wiedział na ten temat. Nieustanne zaabsorbowanie sobą prowadzi do bezwzględnej eksploatacji tych, którzy mogą się okazać przydatni. Takie traktowanie innych ludzi nie budzi w narcyzach ani zażenowania, ani poczucia winy, bowiem mają oni bardzo niską empatię. A zarazem uznają, że przecież wszystko im się należy, że zasługują na specjalne traktowanie. Co więcej, wykorzystując innych, uzasadniają swoje zachowanie tym, że tak naprawdę czynią ludziom w ten sposób zaszczyt, bo dają im możliwość obcowania z kimś wybitnym i zaistnienia jako osoba opiekuńcza, szlachetna.
A co się dzieje, gdy partner zaczyna się buntować? W takiej sytuacji narcyz czuje silne rozczarowanie i złość na partnera, którego ulokował w roli służebnej. Potrafi być wtedy bezwzględny i okrutny. Jest w stanie zastosować rozmaite kary społeczne – od dystansowania się wobec partnera, poprzez próby dotknięcia go, a skończywszy na zastraszaniu i stosowaniu przemocy fizycznej. Nierzadko też stara się zniszczyć wizerunek partnera w oczach innych. Rozsiewa o nim plotki, pomawia, dewaluuje publicznie jego osiągnięcia. Wyjątkowo bolesna kara spotkać może partnera, który wcześniej ujawnił narcyzowi swoje potrzeby i pragnienia.

Zagraj ze mną w miłość

Narcyz stara się zachować w związku niezależność, aby móc kontrolować innych i wpływać na nich tak, by wciąż zaspokajali jego potrzeby. Bliskość może obnażyć jego słabości i uzależnić emocjonalnie od partnera. Tego narcyzi starają się za wszelką cenę uniknąć, dlatego też tak naprawdę nie są zainteresowani tworzeniem prawdziwie bliskich związków. Poszukują partnerów, którzy są ambitni, atrakcyjni fizycznie i pewni siebie, unikają zaś potrzebujących bliskości emocjonalnej i opiekuńczych. Pokazuje to jeden z eksperymentów przeprowadzonych przez Keitha W. Campbella, psychologa z University of Georgia i autora książki Gdy kochasz mężczyznę, który kocha siebie. W badaniu tym osoby narcystyczne miały do wyboru partnera pewnego siebie, ambitnego, atrakcyjnego fizycznie, ale pozbawionego opiekuńczości oraz takiego, który był opiekuńczy, ale nieśmiały, mało ambitny i nieatrakcyjny. Wybierali tego pierwszego. Tak więc partner będzie interesujący dla narcyza o tyle, o ile dzięki swej atrakcyjności, statusie czy władzy pozwoli mu wzmocnić samoocenę.
Narcyz uzależnia innych, stosując różne techniki manipulacji. Przychodzi mu to z łatwością, bo relacje z innymi, w tym także miłość, spostrzega on jako swoistą grę – pokazu+ją to badania Keitha Cambella, Craiga Fostera i Eli Finkel. Potrafi być bezwzględnym i cynicznym graczem, na chłodno planuje sposoby oddziaływania na partnera. A wszystko po to, by zrealizować swoje potrzeby: pokazać swą wyższość, zdominować, zyskać podziw lub inne profity społeczne i emocjonalne.

Pogarda dla partnera

Tak naprawdę nie ma dobrej strategii postępowania z osobą narcystyczną. Kiedy partner wypada gorzej od niej, według niej zasługuje na pogardę. A kiedy okazuje się lepszy – zasługuje na karę, bo narusza jej poczucie własnej wartości. Partner narcyza trafia w taką emocjonalną pułapkę. Z jednej strony, czuje się wyróżniony zainteresowaniem osoby tak – wydaje się – wyjątkowej. Z drugiej strony, często przeżywa upokorzenie, ma poczucie niższości, nieważności, czuje się wykorzystywany. Musi ukrywać swoje uczucia, tłumić pretensje i frustracje, gdyż ich ujawnienie mogłoby się spotkać ze złością, a nawet agresją ze strony narcyza. Z narcyzem można bowiem żyć jedynie na jego warunkach.
Nierzadko narcyz uzależnia partnera emocjonalnie od siebie. Bywa jednak, że osoby lgnące do narcyza same się od niego uzależniają. Narcyzi bowiem fascynują tych, którzy poszukują prestiżu i bezpieczeństwa. Pragnąc uzyskać bezpieczeństwo lub akceptację podziwianej osoby, nie potrafią od niej odejść, nawet wtedy, gdy ta ich źle traktuje. I nawet wtedy, gdy są świadomi, jaki jest ich partner, jak bardzo relacja z nim ich unieszczęśliwia i niszczy.

Do piekła za tobą

Wspomniane badania Keitha Campbella i współpracowników pokazują, że partnerzy narcyzów po pewnym czasie zaczynają sobie zdawać sprawę z ich negatywnych cech. Dostrzegają ich manipulacje, nadmierną kontrolę, flirty, oszustwa. Jednak nie wszyscy partnerzy narcyzów są w stanie od nich odejść. Dla wielu nadzieja na zaspokojenie pragnień związanych z partnerem narcystycznym może być silniejsza od cierpienia, którego doświadczają. Dlatego też osoba uwikłana w związek z narcyzem może mieć poważne trudności, by się z niego wyzwolić.
A kiedy już się zdecyduje odejść, to nie koniec. Przeciwnie, droga przez niebo i piekło dopiero się zaczyna. Narcyz bowiem gotów jest zastosować cały arsenał narzędzi manipulacyjnych. Znając potrzeby partnera, tworzy nadzieję na ich zaspokojenie, mami i uwodzi wizją wspaniałego związku, obiecuje zmianę i poprawę. Przez pewien czas jest nawet w stanie pokazać, że się zmienił. Ale powrót do dawnych sposobów funkcjonowania jest nieunikniony. Bo pragnienia narcyza pozostały takie same i nie mogą być zaspokojone inaczej, jak poprzez dominację nad partnerem. Znów będzie zaznaczał swą wyższość, dystansował się wobec partnera, karał go emocjonalnie. W efekcie taka huśtawka emocjonalna wikła partnera jeszcze silniej w związek. Nagroda w postaci akceptacji i zainteresowania narcyza staje się tym cenniejsza, bo pochodzi od osoby tak niezależnej i trudno dostępnej.

Wyjście awaryjne

Jak więc wyzwolić się z tej manipulacji? Podstawą jest uświadomienie sobie nieuczciwości i nielojalności partnera narcystycznego. Konieczne jest też oszacowanie, jakie koszty ponosi się w relacji z tą osobą. Podsumowanie rozmiaru cierpień i upokorzeń może ułatwić decyzję o odejściu. Nikłe jest bowiem prawdopodobieństwo tego, że narcyz się zmieni. Terapia narcyzów jest niezwykle trudna i pełna pułapek. Dlaczego? Otóż, nie mają oni motywacji, by się zmienić. Ich sposób postępowania jest dla nich nadzwyczaj wygodny i w pewnym sensie adaptacyjny. Ponadto, narcyza trudno jest na terapię nakłonić, gdyż nie doświadcza on praktycznie żadnego dyskomfortu w związku ze swoim postępowaniem. Każde wyrządzone zło potrafi sobie i innym uzasadnić. Co prawda czuje czasem pustkę emocjonalną, ale uczucie to szybko im mija, bo celem narcyza nie jest bliskość w relacji.
Najważniejsze jednak, by osoba związana z narcyzem uświadomiła sobie własne potrzeby, które sprawiają, że ten ewidentnie toksyczny partner jest dla niej atrakcyjny. By je rozpoznała i znalazła inne sposoby ich zaspokojenia. Wtedy narcyz straci moc swego oddziaływania. I wówczas okaże się, jaki jest naprawdę: słaby i uzależniony od opinii i podziwu innych.

Żródło: charaktery.eu
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
  
Electra28.03.2024 13:38:17
poziom 5

oczka
  
Admin
24.07.2009 20:10:31
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #295875
Od: 2009-6-1
Bolesny samozachwyt

Jarosław Zieliński

Człowiek o osobowości narcystycznej jest przekonany o swojej ważności i słuszności swoich poglądów. Uważa, że ma prawo kontrolować innych ludzi – pisze JAROSŁAW ZIELIŃSKI.

Ale narcyz! Co tak naprawdę mamy na myśli, wypowiadając, zazwyczaj z przekąsem, te słowa? Nie są one miłe. W potocznym języku „narcyz” to epitet, za którym kryje się niekiedy nutka podziwu i zawiści. Narcyzem nazywamy najczęściej człowieka bardzo skupionego na sobie, przesadnie dbającego o wygląd i o to, jak jest odbierany przez innych. Osoba taka nadmiernie eksponuje siebie, swoje osiągnięcia, możliwości, umiejętności (na przykład zabiera głos nie po to, by podzielić się swoimi myślami, ale po to, by zostać zauważoną). Jeśli podkreśla pozycję i osiągnięcia jakiegoś człowieka, nie omieszka z naciskiem wskazać na bliskie relacje wiążące ją z nim. Narcyzem nazywamy też kogoś, kto gwałtownie i często z byle powodu zrywa związki z ludźmi, pozostawiając drugą osobę z poczuciem niezrozumienia przyczyn.
Czy posiadanie tych cech oznacza zaburzenie osobowości? Nie, osobowość każdego z nas ma aspekt narcystyczny. Dopiero zdecydowana dominacja tego aspektu i specyficzny sposób wchodzenia w relacje z ludźmi świadczą o zaburzeniu. W zrozumieniu istoty narcystycznego zaburzenia osobowości może pomóc nam mit o Narcyzie.
Narcyz był dzieckiem zrodzonym z gwałtu. Ten młodzieniec wielkiej urody złamał setki serc, sam zaś nie kochał nikogo – nawet zakochanej w nim bez pamięci nimfy Echo. Został za to ukarany przez Artemidę, która ulitowała się nad cierpieniem kolejnej umierającej z miłości do Narcyza osoby. Sprawiła, że ujrzał on swoje odbicie w wodzie i pokochał je. Za każdym razem, gdy próbował je pocałować, ono „się psuło”. Z rozpaczy popełnił samobójstwo. Echo pozostała mu wierna, powtarzała jego pełne bólu i skargi słowa.
Zwróćmy uwagę na wątek mitu dotyczący nimfy Echo. Dla narcyza charakterystyczne jest pozostawanie z ludźmi w relacjach dopóty, dopóki są jak „echo” – nie pokazują siebie, a tylko odzwierciedlają to, co on mówi i robi. Potwierdzają w ten sposób wyobrażenia osoby narcystycznej o sobie. Kiedy jakiś człowiek chciałby być zauważony czy doceniony lub ujawnia walory, które zdaniem narcyza mogą zagrażać jego wspaniałości, zostaje przez niego bez skrupułów porzucony.
Osoby z narcystycznym zaburzeniem osobowości zachowują się tak, jakby miały prawo do kontrolowania innych, same zaś nie są w stanie zaakceptować swej zależności od nikogo, nie ufają ludziom. W zasadzie nie zgłaszają się po pomoc, bowiem to podważałoby ich omnipotencję i iluzję samowystarczalności. Jeżeli jednak zgłoszą się po nią, z uporem utrzymują, że powodem nie są ich wewnętrzne problemy – zrobili to, bo świat nie jest taki, jaki być powinien.
Parę lat temu zgłosił się do mnie czterdziestoletni biznesmen. Powodem były problemy z żoną i – w zasadzie, jak powiedział – z rodziną. On jest w porządku, łoży na rodzinę i niczego w swoim życiu zmieniać nie chce. Ale żona robi mu problemy, nie akceptując istniejącego stanu rzeczy. Chodzi jej o to, że on ma kochankę, z którą regularnie się spotyka. Ponieważ jest uczciwy, powiedział o tym żonie i rodzinie. Teraz żona robi mu awantury, zachowuje się agresywnie wobec niego, żąda, by wyprowadził się z domu – a on nie chce rozbijać rodziny.
Ów mężczyzna opowiadał mi to wszystko w beznamiętny sposób, z półuśmiechem na twarzy, podkreślając, że nie chce wyprowadzać się z domu i wiązać ze swoją kochanką – chce tylko spokoju ze strony żony. Wydawał się zupełnie pozbawiony empatii (umiejętności spojrzenia na sytuację z pozycji innego człowieka). Nie liczyła się ani żona, ani atmosfera w domu, ani kochanka, nie liczyło się cierpienie dzieci – liczyło się tylko to, czego chciał on, co było ważne dla niego, nawet za cenę ranienia innych, bliskich – wydawałoby się – mu osób. Ten narcystyczny mężczyzna nie chciał zmieniać siebie; chciał, żeby zmieniła się jego żona i zaakceptowała wymuszoną przez niego sytuację. Ja miałem mu w tym pomóc, stając się „echem” potwierdzającym jego widzenie rzeczywistości
(i kolejną wykorzystaną przez niego osobą).
Gdy okazało się, że nie jestem kimś, kto będzie potwierdzał jego świat, ale kimś, kto jest odrębny, poczuł się zagrożony i zaczął atakować terapię i mnie. Podważał moje kompetencje, krytykował metodę, nie przychodził na kolejne spotkania (nie uprzedzając mnie). Kiedy rozmawiałem z nim o tym, dziwił się bardzo, bo dla niego oczywiste było, że skoro miał ważniejsze sprawy, to nie przyszedł. O co chodzi? Przecież mi za te spotkania zapłaci. Były w tym atak, pogarda, lekceważenie i kontrola.
Wiele lat minęło, zanim ten mężczyzna mógł zacząć zauważać mnie i moje reakcje – niezależne i inne niż jego. Przez ten czas starałem się „odzwierciedlać” jego rzeczywistość i prawdę o nim: jego lęk, rozpacz, wściekłość i zagubienie – prawdę, która dla niego była nie do przyjęcia.

Żródło: charaktery.eu
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
  
Admin
29.07.2009 14:01:12
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #297442
Od: 2009-6-1
Uzależnieni od samych siebie
Jolanta Białek, Lubomira Szawdyn

Spotkanie z narcyzem, to jak audiencja u jego wysokości króla. Masz jakieś pięć minut, żeby powiedzieć ze dwa, trzy zdania, a potem już tylko słuchasz i podziwiasz. Pierwsza rzecz, która mnie poraża w kontakcie z narcyzami, to brak jakiejkolwiek wdzięczności. Takie osoby nikomu nic nie zawdzięczają, do wszystkiego doszły swoją ciężką pracą i swoją wyjątkowością – mówi Lubomira Szawdyn.

JOLANTA BIAŁEK: – Trudno jest żyć z narcyzem? Czy w ogóle możliwa jest bliska więź z kimś, kto myśli tylko o sobie?
LUBOMIRA SZAWDYN: – Namnożyło się tych nazw: egoiści, sobki, narcyzi, single. Ale rzeczywiście żyje ich wśród nas coraz więcej. To są osoby, które nie tylko myślą wyłącznie o sobie, ale są naprawdę sobą zachwycone. No bo jak tu nie być sobą zachwyconym, skoro karierę wielką się zrobiło, ma się duże pieniądze, jest się pięknym i mądrym, niezwykle dobrym i szlachetnym, po prostu jest się ideałem. A ideał jest samowystarczalny. My – otoczenie – mamy małe szanse na jakąkolwiek relację: jesteśmy dopuszczeni bliżej, o ile jesteśmy potrzebni. Ktoś jest potrzebny, żeby się zachwycał i potwierdzał wyjątkowość takiego narcyza. Ktoś inny może być potrzebny, żeby potwierdzać jego dobroć i szlachetność, a jeszcze ktoś inny może po prostu coś załatwić itd. Już podczas pierwszego spotkania z nową osobą narcyz natychmiast ją klasyfikuje. On nie nawiązuje relacji tylko transakcje. Jeżeli już dopuszcza ludzi do siebie, to tylko po to, żeby ich wykorzystać.

Nie nawiązuje relacji, ale przecież żyje wśród ludzi, musi ich spotykać.
– Spotkanie z narcyzem, to jak audiencja u jego wysokości króla. Masz jakieś pięć minut, żeby powiedzieć ze dwa, trzy zdania, a potem już tylko słuchasz i podziwiasz. Ty narcyza nie interesujesz, twoje sprawy nudzą go śmiertelnie. Poza tym narcyz przebywając z tobą, ma poczucie, że traci swój drogocenny czas. Bo ten czas jest po to, żeby pójść do kosmetyczki, a jeszcze lepiej do SPA, żeby poćwiczyć, pójść na tenisa, na basen, żeby pracować, bo w ten sposób rozwija się karierę i zarabia pieniądze i ma się ich jeszcze więcej. I to nie ma nic wspólnego z wyścigiem szczurów, bo to już nie ten poziom. Narcyz nie musi się z nikim ścigać. Jest już właścicielem lub współwłaścicielem czegoś, ma dom, mieszkanie, wszystko ma. Chce sobie kupić konia, to kupuje, chce jechać do Peru, to jedzie.

Jeżeli tak wiele osiągnął, to jest chyba godzien podziwu...
– Narcyzowi na tym podziwie zależy najbardziej. Dlatego usłyszysz niejednokrotnie: sam sobie to wszystko zawdzięczam. Pierwsza rzecz, która mnie poraża w kontakcie z narcyzami, to brak jakiejkolwiek wdzięczności. Tacy ludzie nikomu nic nie zawdzięczają, do wszystkiego doszli swoją ciężką pracą i swoją wyjątkowością. A wyjątkowi byli i pracowali na to, co teraz mają, niemal od kołyski. Czasami mam wrażenie, że oni sami się urodzili, sami wychowali i uczyli się od samych siebie. Oni sami do wszystkiego doszli. SAMI.

A rodzice?
– Rodzice, to najczęściej ciężka patologia. Cóż oni narcyzowi dali? Tylko życie. Są przecież tacy niewykształceni, niezaradni, niczego w życiu nie osiągnęli, nic nie mieli, zwykli nieudacznicy – i pojawia się wyniosła pogarda. Albo czasami litość z odcieniem wyższości: moja biedna mama, tata biedny alkoholik. Za tą pogardą idzie odcięcie się od rodziny: bo chcą mnie wykorzystać. To odcięcie musi nastąpić, bo przecież ta cała rodzina nie pasuje do świata narcyza.

Kiedy następuje to odcięcie? Czy wtedy, gdy ma już wszystko i ma poczucie własnej wyjątkowości, czy wcześniej – odcina się, bo nie chce być taki jak oni, bo czuje w sobie moc?
– Czasem już w dzieciństwie pojawia się taka pazerność i niesprawiedliwa rywalizacja, a czasem później. I to jest proces, to się nie dzieje nagle. Potencjalnemu narcyzowi nie wystarcza zaspokojenie podstawowych potrzeb, on chce więcej. I to nie musi być chciwość materialna, ale na przykład chęć bycia najmądrzejszym, chęć robienia najwspanialszych rzeczy.
Jeżeli rzeczywiście człowiek staje się bardzo mądry i robi wspaniałe rzeczy, to trudno mu to wyrzucać?
– Problem jest w tym, że narcyz nie pomoże swojej schorowanej matce, ale wyłoży dużą kasę na jakąś fundację, by potem niby mimochodem w jakiejś rozmowie w większym towarzystwie o tym wspomnieć. Żeby inni zobaczyli, jaki jest wspaniały i szlachetny. Przecież gdy będzie pomagał matce, nikt się tym nie zachwyci.

Jeżeli nie pomoże matce, to nie będzie czuł, że jakoś niewłaściwie postępuje? Przecież każdy ma sumienie?
– I to jest istota narcyzmu. Bo trzeba tak siebie oszukiwać, żeby to sumienie wyciszyć. Trzeba umieć wynajdywać sobie powody, argumenty dla swoich działań. Trzeba wywieść siebie na takie manowce, żeby uciszyć sumienie i spać spokojnie.

I rzeczywiście sumienie ma się czyste? Żadnego poczucia winy, żadnych wyrzutów?
– Absolutnie żadnych. Bo oni tyle dają światu, cały świat mają na głowie... a matką może się ktoś inny zająć. Nie widzą, że pomagają po to, aby myśleć o sobie dobrze. Pomagają, bo wiedzą, że inni będą myśleć o nich jako o wspaniałych i szlachetnych ludziach. Narcyzi są największymi manipulantami. Bo manipulują samym sobą.

Na czym polega manipulacja samym sobą?
– Na tym, że zapomina się o wartościach. Nagina się je do swojej sytuacji. Człowiek zaczyna oszukiwać. Oczywiście, nie uważa swoich postępków za oszustwo: przecież on – taki wspaniały – nie skalałby się oszustwem. Inni są oszustami, kłamcami, on nie. A przecież cały czas oszukuje siebie. Oszukuje też każdego napotkanego człowieka.

Przed narcyzem trudno się obronić?
– Bardzo trudno. Bo narcyz wytrąca ci broń z ręki, mówiąc, ile dla ciebie robi, jak ci pomaga, jak cierpi dla ciebie. Ale nigdy nie usłyszysz, ile on ma zysków z tego. Jaki czuje się piękny umysłowo, fizycznie i duchowo. Pomagając ci, całym sobą mówi: zobacz, jestem wspaniały. Narcyz uważa, że inni pod każdym względem są brzydsi, gorsi, głupsi. Niegodni szacunku. Nie zdaje sobie sprawy, że uwielbienie siebie jest oznaką przede wszystkim braku szacunku do siebie. Narcyzi są niesprawiedliwi wobec siebie, nie szanują siebie i siebie nie kochają.

Ale to jest jakiś paradoks. Wydaje się, że narcyz tylko siebie kocha i tylko siebie szanuje.
– W momencie, gdy odchodzę od możliwości bycia w relacji z ludźmi lub dopuszczam do tej relacji niektórych – tylko tych, którzy mnie wielbią, patrzą z podziwem i zachwytem – to narażam się na śmieszność. Dla wszystkich, którzy nie są moimi fanami, jestem po prostu śmieszny. I tu jest brak szacunku. To że są niesprawiedliwi, to jest oczywiste, przecież nie oceniają się sprawiedliwie, nie korygują się, nie znają siebie, widzą siebie takimi, jakimi chcą się widzieć. Wydaje im się, że są szczerym złotem, a są zwykłą blachą. Zafundować sobie kult samego siebie, to jest dopiero niesprawiedliwość. Człowiek zamyka sobie dostęp do siebie.

Może rzeczywiście siebie nie zna, ale na pewno siebie kocha.
– Uwielbienie samego siebie, to nie jest to samo co miłość. Ludzie, którzy patrzą na narcyzów z zazdrością, nie wiedzą o tym. Kult samego siebie jest rzeczą potworną, bo człowiek oddala się od siebie, nie wie naprawdę, kim jest. Tworzy sobie swój wyidealizowany portret, wpatruje się w niego i myśli, że taki jest w rzeczywistości. A tu życie pokazuje mu raz po raz, że tak nie jest. Ta konfrontacja jest bardzo bolesna. Albo czasami czegoś im w tym wspaniałym świecie zaczyna brakować. Pojawia się dyskomfort, bo skoro jestem taki wspaniały, to dlaczego nie mam męża/żony, przecież byłbym idealnym mężem/żoną, matką/ojcem. A nie jestem, bo nie wiadomo dlaczego nie udaje mi się z nikim związać. I wtedy szuka się pomocy specjalisty.
Ale gdy narcyz przyzna się, że potrzebuje pomocy, to jest już jakaś skaza na doskonałym autoportrecie?
– Narcyz nie odbiera tego jako skazy. Gdy straci pracę, gdy żona odejdzie, gdy odejdzie kolejna partnerka, gdy coś tam się zawali, to on tego po prostu nie rozumie. Przychodzi nie dlatego, że cierpi, ale dlatego, że chce zrozumieć, co się stało. Mówi: coś we mnie jest nie tak. Gdy słyszę takie stwierdzenie, to już węszę, czy przypadkiem nie mam do czynienia z samouwielbieniem. Bo to oznacza, że wszystko do tej pory było „bardzo tak” i tylko to jedno zaczyna uwierać. I wtedy szukam. To znaczy pacjent szuka, a ja mu tylko trochę pomagam.

Czego szuka?
– Swojej tożsamości. Bardzo często okazuje się, że wizyta u mnie jest pretekstem, żeby tak naprawdę odszukać siebie. Narcyzom jest bardzo trudno wejść na tę drogę. Bo po co mają się uczyć, po co mają się zmieniać, skoro są doskonali? I kto może ich uczyć, skoro wszyscy są głupsi?

No ale jednak przychodzą. Jak narcyz odnajduje swoją tożsamość?
– Musi przepracować wszystkie stany: co to znaczy być ojcem, matką, dzieckiem, żoną, mężem, mężczyzną. Wtedy może zobaczy, kim jest. Chodzi o to, żeby doszedł do tego najważniejszego, w czym był wychowywany, do przykazania: Szanuj ojca swego i matkę swoją. Do tego podczas terapii musimy wrócić. Bo kiedyś jego rodzice z różnych powodów stracili w jego oczach, hierarchia została zburzona.

Brak hierarchii i związana z tym względność wartości wydają się powszechne.
– Jeżeli dziecko, mając 3, 6, 10 lat, czuje się mądrzejsze od dorosłych, czuje się wszechmogące, czuje się rodzicem swoich rodziców, to nie powinno nikogo dziwić, że wyrasta na narcyza. Nie może być inaczej. A gdy później sobie poczyta różne lektury psychologiczne o toksycznym wpływie rodziców, to utwierdzi się w przekonaniu, że jego prawda jest jedynie słuszna i od rodziców to lepiej z daleka. Przestaje obowiązywać zasada: Szanuj – rodzica, dorosłego, starszego. To takie niemodne. A przecież szacunek do rodziców przekłada się później na szacunek do przełożonego, szacunek do podwładnego, szacunek do drugiego człowieka w ogóle. To są prawidła, które powinny wyznaczać relacje z drugim człowiekiem.

A może trzeba te prawidła na nowo zdefiniować, bo ludzie już ich nie rozumieją?
– Nie rozumieją, co to jest szacunek, sprawiedliwość, miłość? Przecież to są podstawy. I nawet gdy się wzrusza ramionami, że to anachronizm, że nas to już nie dotyczy, bo my jesteśmy tacy nowocześni, to przychodzi taki moment, kiedy nagle się okazuje, że bez tych podstaw nie można żyć, że jest pustka.

Czy można przebić się przez narcyzm?
– Nie ma takiej możliwości. To jest mur. Jeżeli chce się być z narcyzem, to trzeba go uwielbiać, trzeba patrzeć w niego jak w obrazek, nie można mu powiedzieć, że robi coś źle. Wiele małżeństw się rozpada, bo żony czy mężowie myślą, że zmienią swoich partnerów. Nie zmienią, to jest złudne myślenie. Przecież narcyz nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest narcyzem. Trzeba pomyśleć, że po prostu stawia bardzo wyraźne granice i odpuścić.

Chyba jednak w takim związku nie ma mowy o głębszej więzi?
– Nie ma, to oczywiste. Dopóki narcyz nie dostanie kulką po pacierzach i nie przetrąci mu się tego i owego, to praktycznie nie ma szans na dotarcie do niego. I dlatego myślę, że ta grupa należy do pięknie określonych w katolicyzmie ludzi powołanych do samotności.

Gdzie przebiega granica między zdrową wysoką samooceną a narcyzmem?
– W szacunku, miłości i sprawiedliwości. Jeżeli w życiu są te wartości, to one wszystko zweryfikują. Każdy odcień pogardy, każdą chęć wyzysku drugiej osoby, każde nadużycie.
Co to jest szacunek?
– Szacunek zaczyna się od poznania. Nie mogę szanować czegoś lub kogoś, czego nie znam. Najpierw więc musi być refleksja o sobie samym – nie szanujemy siebie tak bez powodu, tylko za coś. Pewnych swoich zachowań nie lubimy, wstydzimy się ich i za to siebie nie szanujemy, a za pewne zachowania, umiejętności, relacje szanujemy się. Ale mamy w to wgląd. Osoby, które szanują siebie, nie muszą uczyć się asertywności, one po prostu są asertywne. One siebie szanują – swoje zdrowie, swój czas, wiedzą, że na tej ziemi są krótko, szanują to, co robią, szanują też innych. A jeżeli szanują innych, to potrafią odmawiać, nie raniąc. Niektórych bardziej cenią, innych mniej. Ale szanują i dlatego inni ich też szanują. Bo to jest relacja zwrotna. Jak podchodzę do kogoś z szacunkiem, to jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś mnie obrazi. Może się zdarzyć, ale prawdopodobieństwo jest mniejsze. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe – to prawda, którą trzeba pamiętać.

Trzeba pamiętać, ale też chcieć tego drugiego w ogóle dostrzec...
– Szacunek równa się pokorze. Ludzie dlatego nie szanują siebie ani innych, bo uważają, że pokora to jest frajerstwo. Gdyby zajrzeli do słownika, to przekonaliby się, że tak nie jest. Ale im się nie chce. I jeszcze usprawiedliwiają się, że nie mają czasu, bo życie tak pędzi. A to nie życie pędzi, tylko ludzie są niechlujni i leniwi. Trzeba chcieć się uczyć.

A czym jest sprawiedliwość?
– Sprawiedliwość, to inaczej uczciwość. Osoba sprawiedliwa jest uczciwa w stosunku do siebie i do innych. Ma rozeznanie w dekalogu, wie, co to jest dobro, a co zło, dlatego nie rani siebie i nie rani innych. To jest najważniejsze. Jeżeli nie krzywdzę innych, nie krzywdzę siebie, znam swoje granice i ich nie przekraczam, mam kontrolę nad swoim życiem, ale powstrzymuję się przed kontrolowaniem cudzego życia, czyli potrafię uszanować czyjeś granice – to jestem sprawiedliwa. Osoba niesprawiedliwa jest oszczercą albo plotkarzem, albo zawistnikiem, zazdrośnikiem, wykorzystuje innych, siebie poniża, albo siebie wywyższa. Tu nie potrzeba żadnych definicji, to jest proste jak konstrukcja cepa.

Gdyby było takie proste, to wszyscy byliby sprawiedliwi. A przecież nie są.
– Nie są, bo są leniwi. To nie jest tak, że nie wiedzą, tylko nie chce im się. Pierwsze, czego uczę moich pacjentów, to odróżniać uczciwie chęć od niechęci. Jeżeli mówię: nie da się, nie mogę, to jestem nieuczciwa. A jeżeli mówię: nie chce mi się – to jestem uczciwa i sprawiedliwa. Nie zawsze musi mi się chcieć, ale przyznaję się do tego, nie zasłaniam się tym, że „nie da się”. Nie okłamuję, nie kręcę.

Narcyz przecież nie kręci. Mówi wprost, że nie ma ochoty z kimś rozmawiać, więc jest uczciwy.
– Nie jest uczciwy, bo nie wie, kim naprawdę jest. Jest głuchy i ślepy, a myśli, że ma doskonały wzrok i słuch. Tak naprawdę cały czas w tej rozmowie krążymy wokół tematu praw i obowiązków. Jeżeli jest jakiś porządek hierarchiczny, w którym wszyscy – starsi i młodsi – wiedzą, gdzie i jakie mają miejsce, to relacje oparte są na sprawiedliwości i szacunku. To wszyscy wiedzą, jakie względem kogo mają obowiązki.

Ale teraz ludzie nie myślą o obowiązkach. Uważają, że życie jest za krótkie, żeby się przejmować kimś innym niż sobą. Pracują ciężko, więc im się należy.
– Namawiam wszystkich, aby się zajęli sobą, aby byli dobrzy dla siebie, aby kochali siebie. Bo człowiek pogodzony ze sobą doskonale wie, co mu się należy, ale też wie, co należy się innym. Wśród takich ludzi łatwiej się żyje. Czyż nie o to w życiu chodzi?
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » PSYCHOLOGIA » NARCYZ SIĘ NAZYWAM

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Marzycielska Poczta. darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków