seksoholizm mój mąż -seksoholik |
minimalizm- serce mi sie ścisnęło ![]() marka- ja mam trochę krótszy staż w walce o małżeństwo niż minimalizm (róznica zdaje się roku- ale mogę się mylić). za chwilę minie dwa lata. jestem bardzo czujna. niestety i stety - wiem, ze kontrola nie rozwiązuje wszsytkiego, ale nawet dziecko sie podtrzymuje przy nauce chodzenia czy jazdy na rowerze. więc i ja podtrzymuje go wyznaczając jasne granice. nie powiem, ze obyło się bez wpadki- ale na szczeście małego kalibru (jeśli w ogóle można to wartościować). byc może są rzeczy, o których nie wiem - taka możliwość istnieje zawsze. na wszelki wypadek jestem gotowa na odejście, gdyby zdarzyło sie tak, że świat runie po raz kolejny. zabezpieczyłam sie materialnie na wszsytkich frontach- to on w tej chwili ryzykuje praktycznie wszsytkim czego sie dorobił przez całe zycie, ale cóz- to nie ja jestem przyczyną tego całego dramatu, wiec musiał zdecydować- albo próbujemy na moich warunkach albo wcale. wiem, ze nigdy juz nie będzie tak samo- nie będzie tej beztroski, lekkości, wiary i zaufania. ale cała reszta- to naprawdę niebo a ziemia. w porównaniu z tym jak wyglądał nasz zwiazek, i to na każdym dosłownie polu, przed tym jak wydało się że mój mąż jest seksoholikiem, a tym co jest teraz - to naprawdę mam teraz bardzo dobrego męża i bardzo dobre zycie. można by powiedzieć ideał- nieustający miesiąc miodowy. gdyby nie to, ze pamietam co go tak odmieniło ![]() nie mówie, ze było łatwo- zanim dotarły do niego pewne rzeczy to naprawdę minęło sporo czasu. on - jak każdy z nich pewnie- wierzył w te swoje fikcje które tak pracowicie budował latami. problem też był ze znalezieniem terapeuty- za jedenastym razem dopiero trafił się ktos kto naprawde pomógł (sam terapeuta jest seksoholikiem i alkoholikiem - prowadzi i grupę i indywildualnie). mój mąż był na kilku spotkaniach anonimowych erotomanów- ale to klimat nie dla niego. i nie dla mnie także- mam na mysli grupę s-anon dla żon i partnerek. tylko terapia. i dużo czytania. ja nie chodze na terapie dla współuzależnionych- nigdy nie czułam sie współuzależniona. to tylko u nas pokutuje takie spojrzenie na partnerke seksoholika. w amerykanskiej literaturze (a oni maja chyba najbardziej zawaansowane i badania i procedury leczenia tego uzaleznienia) dzieli sie partnerki (i partnerów) na współuzaleznionych (czyli tych co wiedza i patrza przez palce albo daja tysięczną szansę), oraz na tych którzy doznaja szoku gdy sie dowiadują, i potem cierpią na zespół stresu pourazowego. ja jestesm zdecydowanie w tej drugiej grupie. dodam, ze oboje jestesmy psychologami i 'teoria' zarówno w literaturze polskiej jak i zachodniej nie jest nam obca - to znacznie ułatwia wychodzenie na prostą. nie chroni niestety przed bolesnymi wspomnieniami - one bedą powracac pewnie już zawsze ![]() prawda jest też taka ze ja poddałabym się pewnie juz ze sto razy - ale mąż nie poddał się nigdy. zniósł absolutnie wszystkie moje schizy i dołki, choc jemu samemu lekko nie jest z tym wszystkim co sam sobie zafundował. mi pomaga pewność, że go kocham - jestem tego pewna, i jestesm pewna ze jest dobrym cżłowiekiem, choc postępował podle w tej jednej sferze życia. nie ma ludzi bez grzechu. zrobisz co uważasz- ty sama najlepiej znasz i siebie, i waszą sytuacje i w końcu swojego męża. ale ja bym nie zrezygnowała. nie po tylu latach- zwłaszcza jesli było to dobre zycie. jak poczytasz to sama zobaczysz, ze w wielu miejscach pisze sie, że czesto seksholizm wyłazi własnie jak inne uzależnienia są ogarnięte. i pewnie tak było u Twojego męża. nie zachęcam cię, ani też nie zniechęcam do walki o to małżenstwo- decyzja jest twoja, bo nikt nie zna tak jak ty wszsytkich tych malutkich elementów z których składa się wasze zycie. cokolwiek zrobisz- trzymam kciuki za to, zebys odnalazła spokój i szczęście. |